Postaram się opowiedzieć to w sposób dosyć ciekawy, nie tracąc przy tym jego naturalności.
Mam 16 lat. Od 14. roku życia zainteresowałam się pierwszą pomocą, i to z tą dziedziną wiązałam moją przyszłość. Jeździłam na wiele zawodów polegających na sprawdzeniu mojej wiedzy, nie tylko fizycznej, bo wiadomo, że w ratowaniu życia ludzkiego chodzi o umiejętności techniczne. Ciało - ciałem, sprawdzałam swoją psychikę. Po tym wszystkim powiedziałam: „Tak, będę ratownikiem!”. Zawierzyłam swoje plany Panu Bogu.
W takiej euforii trwałam do września 2015 roku, kiedy stwierdzono u mnie chondromalację rzepek. Jest to rozmiękczenie chrząstki stawowej. W moim przypadku przypałętało się jeszcze jej zapalenie. Rehabilitacja, leki, jak nie przejdzie, mam się pojawić na wizycie. Ważne jest to, że przy chondromalacji zakres mojej aktywności fizycznej jest niezwykle ścisły, ponieważ mogę tylko pływać i jeździć na rowerze. Siatkówka, koszykówka, bieganie - musiałam się z tym pożegnać. Z pierwszą pomocą również.
Wracając do meritum, dodam tylko, że pierwotna diagnoza bardzo mnie zaskoczyła. Objawiało się to u mnie buntem, złością, agresją na siebie, innych i na Pana Boga. Jak On tak mógł? Tyle planów? Na nic? Drugi, trzeci ortopeda, teza pierwszego lekarza niestety się powtarzała. W końcu skierowano mnie do Poznania, by wyrobić wkładki ortopedyczne. Jeśli to nie pomoże, czekają mnie zastrzyki w kolana. Moja „załamka” trwała 4 miesiące. W tym czasie bardzo odsunęłam się od Pana Boga, przestałam wierzyć, że On w ogóle jest. No bo jak mogę wierzyć, że jest dobry, skoro zabrał mi szansę na spełnienie moich marzeń? Co to ma być? Ukojenia szukałam w papierosach, alkoholu… Znajomych odsunęłam od siebie, a przed rodziną udawałam, że wszystko jest dobrze. Koleżanka, chcąca mnie nawrócić, wiele razy rozmawiała ze mną na temat wiary. Uważałam ją za totalną wariatkę.
W międzyczasie poznałam chłopaka, z którym w chwili obecnej jestem już prawie półtora miesiąca. On również pragnął mojej odmiany, mojego nawrócenia. Ok, jakoś mnie przekonał do spowiedzi świętej. Wtedy zrodził mi się pomysł, by wyjechać na rekolekcje do Zgromadzenia Sióstr Wspólnej Pracy we Włocławku. Zapytałam koleżankę, czy pojedzie ze mną - od razu się zgodziła, więc bardzo się ucieszyłam.
W poniedziałek, 25 stycznia 2016 miałam wizytę kontrolną. Pojechałam z dezaprobatą, a bardziej załamaniem, że nic mi już nie pomoże, więc po co ja tam jadę? Ortopeda stwierdził, że muszę mieć zastrzyk, ponieważ trzeba było uzupełnić maź stawową. Wyobrażasz to sobie, gdy wbijają Ci igłę miedzy kości? Tak, miałam dokładnie tę samą minę, jaką masz w tej chwili, tylko, że ja odczuwałam ten ból. Na drugi dzień miałam jechać na owe rekolekcje. Z bólem kolana i ogromną walizką pojechałam pociągiem. Dodam, że miałam przesiadkę, więc trzeba było znosić/wnosić walizkę dwukrotnie. Wbrew zakazowi od ortopedy, oczywiście.
W zakonie mieliśmy dzień spowiedzi świętej i adorację Najświętszego Sakramentu. Nie wiem, co mnie tknęło, jednak podczas tej adoracji pojawiły się łzy. Spowiedź obudziła moje sumienie, a adoracja napełniła mnie pozytywnymi myślami. Zrozumiałam, że tak ma być, po prostu. Że Bóg tak chce. Że ma dla mnie coś o wiele bardziej pięknego niż ratownictwo medyczne. Zrozumiałam, że ból, który mi doskwierał, nie był bez celu. To dzięki niemu zrozumiałam, co to znaczy mieć zdrowe ręce, zdrową rodzinę… Nie doceniałam tego wcześniej.
Rekolekcje zakonne bardzo mi pomogły. Szukałam rozeznania. Znalazłam je. Niesamowite, jak nasze życie potrafi się zmienić w ciągu zaledwie paru dni. Ogarnęła mnie radość, Boża radość! Cudowne uczucie, dosłownie! W moim sercu narodziła się zmiana. Zmiana na lepsze. Jestem mega wdzięczna wszystkim, którzy o to walczyli, przede wszystkim Najwyższemu, bo to On walczył o mnie najbardziej… Wierzę, że On jest!
Chwała Panu!
Julia