9 lutego 2019
Siostra Michaela – Kazimiera Banasiak urodziła się 13 grudnia 1921 r. w Kaliszu z rodziców Józefa i Walentyny z domu Frankowskiej. Jeszcze w grudniu została ochrzczona w kolegiacie św. Józefa. Zmarła w domu zakonnym w Kaliszu przy ul. Asnyka 40 w czwartek 7 lutego 2019 r., w wieku 97 lat, w tym 82 powołania zakonnego.
Mama pracowała w szkole, w sklepie, w firmie przewozowej – zmarła w 1934 r. Ojciec był legionistą, udzielał się m.in. w samorządzie miejskim. Kazimiera miała brata Tadeusza, siostrę Teresę oraz siostrę przyrodnią – Hannę. W 1931 r. przyjęła sakrament bierzmowania z rąk biskupa włocławskiego Karola Radońskiego w parafii pw. św. Mikołaja. Przed wojną ukończyła gimnazjum Sióstr Nazaretanek w Kaliszu.
Kazimiera znała Siostry Wspólnej Pracy od Niepokalanej Maryi z dwóch kaliskich placówek, założonych w 1934 r. Dnia 3 lipca 1937 r. została przyjęta do Zgromadzenia przez s. Stanisławę Ambroziak – wikarię generalną. Postulat odbywała pod opieką s. Marii Malendowicz. Pomagała wówczas w krawieckiej szkole zawodowej prowadzonej przez siostry w domu na Orlej we Włocławku, obsługiwała mieszkające tam rezydentki. Wspominała, że konferencje ascetyczne dla sióstr głosił Ojciec Założyciel – bp Wojciech Owczarek, potem ks. prof. Stefan Wyszyński.
Nowicjat w domu przy ul. Leśnej rozpoczęła 8 września 1938 r. (mistrzynią była
s. Maria Zielińska). Pracowała wówczas w przedszkolu jako wychowawczyni z s. Lidią Kaftańską. Pierwsze śluby złożyła 8 września 1939 r., tuż po rozpoczęciu wojny. Ówczesna przełożona generalna – m. Jadwiga Walter – z obawy przed zagrożeniem wysłała młode profeski i nowicjuszki do domów rodzinnych. Siostra Michaela wyjechała więc do Kalisza. Początkowo zamieszkała w domu zakonnym przy ul. Asnyka oraz pracowała w przedszkolu i sierocińcu (1939-1941). Kiedy Niemcy zajęli ten dom, przeprowadziła się na ul. Grodzką. Tam pracowała jako kelnerka w restauracji i hotelu, będącym pod zarządem niemieckim do 1945 r.
W latach wojny wspólnota troszczyła się o współsiostry przebywające w obozie w Bojanowie oraz o kapłanów w Dachau, wysyłając im paczki żywnościowe. Siostra Michaela zaopatrywała szczególnie alumna Antoniego Warmuza. W domu przy ul. Majkowskiej w Kaliszu prowadziła tajne komplety w zakresie szkoły podstawowej (1940-1945). Po odejściu Niemców zorganizowała pierwsze w Kaliszu przedszkole, w którym pracowała jako wychowawczyni i kierowniczka do końca czerwca 1947 r.
Dnia 2 sierpnia 1945 r. w licznym gronie sióstr złożyła we Włocławku w obecności ks. prof. Stefana Wyszyńskiego wieczystą profesję. Po wojnie zdobywała dalsze wykształcenie potrzebne do pracy: ukończyła kursy wychowania przedszkolnego (22.12.1945), rytmiki (9.10.1947 r.), a po uzyskaniu świadectwa dojrzałości liceum sióstr nazaretanek (16.06.1947) – kurs dla wychowawców domów dziecka i internatów, zorganizowany przez centralę „Caritas” (26.08.1947 r.) Po rekonwalescencji z powodu gruźlicy i po przebytych operacjach, w 1948 r. została skierowana do pracy w kaliskiej „Caritas”. W tym celu ukończyła szkolenie „Caritas” dla dekanalnych referentek opiekuńczych (4.09.1949).
W Zgromadzeniu pełniła funkcję sekretarki generalnej (1951-1960) i radnej generalnej (1960-1966). Służyła pomocą w chorobie m. Stanisławie Ambroziak (zm. w czasie kadencji w 1954 r.) Czas urzędowania przypadł na trudny dla Kościoła okres represji ze strony władz komunistycznych. Siostra Michaela potrafiła w urzędach upominać się o prawa osób zakonnych, była m.in. w czasie przejęcia siłą przez władze świeckie przedszkola prowadzonego przez siostry w Lipnie w maju 1952 r. W latach 1957-1973 pracowała w redakcji „Ateneum Kapłańskiego” i u bp. Kazimierza Majdańskiego, mieszkając we Włocławku przy ul. Seminaryjskiej 5 (1963-1973).
W latach 1973-1982 przebywała na placówce w Poznaniu, gdzie zajmowała się kuchnią i zaopatrzeniem domu oraz rozpoczęła na szeroką skalę pracę z chorymi. Była zatrudniona w kurii jako diecezjalna instruktorka sióstr parafialnych. Do pracy angażowała kleryków i świeckich. W 1980 r. zorganizowała pierwszą pielgrzymkę osób niepełnosprawnych do Rzymu, za co otrzymała podziękowanie w imieniu Ojca Świętego Jana Pawła II. Była oddana pracy charytatywnej, pomocy najbiedniejszym, zajmowała się rozdawaniem leków, odzieży i żywności, które otrzymywała dzięki licznym kontaktom (z Belgii, Anglii, Niemiec, Szwecji, Szwajcarii). Pełniła urząd przełożonej domu zakonnego w Łowiczu (1982-1988) i w Poznaniu (1988-1992). Przyczyniła się do odzyskania w 1989 r. przedszkola w Poznaniu jako jednego z pierwszych w Polsce.
W 1992 r. s. Michaela powróciła do rodzinnego Kalisza, do domu przy ul. Grodzkiej 9. Pomagała s. przełożonej Grażynie Woźniak i zajmowała się chorymi. W 1995 r. przeprowadziła się na ul. Asnyka 40, gdzie służyła pomocą w domu.
W święto patronalne 8 grudnia 1999 r. s. Michaela przeżywała jubileusz 60-lecia ślubów zakonnych razem z s. Hilarią Bojakowską, s. Natalią Bartosiak, s. Klemensą Durmowicz, s. Ksawerą Głogowską i s. Izydorą Wojdą, a 10 maja 2009 r. – 70-lecie profesji obchodziła w kościele parafialnym pw. Miłosierdzia Bożego w Kaliszu.
Była odważna, energiczna, kochała Zgromadzenie, modliła się za Ojczyznę, za siostry i za rodzinę, z którą utrzymywała bliskie kontakty. Często przebywała na modlitwie w kaplicy, z różańcem w ręku. Kiedy mogła uczestniczyła w Eucharystii w parafii. W miarę jak traciła siły, korzystała z sakramentów w domu, m.in. kilkakrotnie została w jej pokoju odprawiona Msza święta. Dnia 10 grudnia 2018 r. ks. proboszcz Paweł Kostrzewa udzielił Siostrze sakramentu chorych. Siostra Michaela słabła coraz bardziej, siostry: szczególnie s. Halina Bąk i s. Wiesława Iwankiewicz, otaczały ją troskliwą opieką, modliły się z nią różańcem, koronką do Bożego Miłosierdzia.
Siostra Michaela Banasiak zmarła w czwartek rano 7 lutego 2019 r.
Msza święta pogrzebowa była sprawowana w sobotę 9 lutego 2019 r. o godz. 10.00 w kościele pw. Miłosierdzia Bożego w Kaliszu, po czym ciało zostało złożone w kwaterze sióstr na cmentarzu tynieckim.
Wypełniając przykazanie miłości, polecajmy Bogu zmarłą Siostrę, prośmy o dar nieba dla niej, niech wraz z nami wybłaga nowe powołania oraz pogłębienie wiary i wierności ślubom złożonym Bogu.
m. Jolanta Gołębiowska
przełożona generalna
Antoni Poniński
Homilia na pogrzebie s. Michaeli Banasiak, Kalisz, 9 lutego 2019 r.
Tego czwartkowego poranka, kiedy jeszcze brzmiało echo prośby Symeona Teraz, o panie pozwól swemu słudze odejść w pokoju, przypomniane w Dniu Życia Konsekrowanego, siostry klasztoru przy Asnyka dwukrotnie powtarzały w Jutrzni werset z Psalmu 143: Daj mi o świcie doznać łaski Twojej, bo w Tobie pokładam nadzieję. Za ścianą, w samotni , z której od jakiegoś czasu już nie wychodziła, dosłowności i wysłuchania tej prośby doświadczała w tym samym czasie s. Michaela. Tego poranka już nie trzeba było przynieść jej Ciało pańskie. Ona sama stanęła przed Panem, już nie przesuniętym zasłoną chleba.
Następny wers tego samego psalmu, dla każdego kto chociaż trochę znał Siostrę, brzmi jak mała synteza jej życia i charakteru: Pokaż mi drogę, którą mam kroczyć, bo wznoszę ku tobie moją duszę. Czy to fenomen kobiecości, czy indywidualny choć Boży zestaw talentów – a może oba naraz – sprawiły, że nie stawiała – w gruncie rzeczy zawstydzającego biorąc pod uwagę trzyletnie przebywanie z Jezusem – pytania za Tomaszem z dzisiejszej ewangelii: Panie, nie wiemy dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę. Dla niej, droga wybrana przed osiemdziesięcioma dwoma laty, była drogą jedyną. I oczywistą. Wybraną przez Boga i przez nią.
Jeśli nawet – wtedy czy dzisiaj – ktoś z zewnątrz wysuwałby zastrzeżenie, czy wybór drogi życia zakonnego przez niespełna 16-letnią dziewczynę, od 13 roku życia bez zmarłej matki, był decyzją odpowiedzialną, to ma odpowiedź w reszcie jej 97-letniego życia i stylu kroczenia ta drogą. Jedyną. Tak pewną, że nic nie stanowiło żadnej alternatywy. Mimo, że prawdopodobnie wtedy po raz pierwszy, ale nie ostatni - doświadczyła wagi trudnej obietnicy św. Pawła: Jeśli nawet zniszczeje nasz przybytek doczesnego zamieszkania, będziemy mieli mieszkanie od Boga, dom nie ręką uczyniony, lecz wiecznie trwały w niebie. Strata matki, dla młodej dziewczyny, jest jak pewnego rodzaju "zniszczenie przybytku" i ostoi.
Wystarczyło, że Pan raz pokazał jej drogę, która ma kroczyć. Reszta należała do niej. Przebyła drogę tak bogatą, że pozwoliła rozwinąć jej wszystkie naturalne i nadprzyrodzone talenty złożone w niej przez Boga. Ale i tak dramatyczną, jak tylko potrafią być dramatyczne drogi Polek w ostatnim stuleciu. Odchodzi przecież niemal równolatka Polski Odrodzonej. Nie tylko nosząca na sobie znamiona chwały Ojczyzny, ale i wszystkie jej bolesne rany i blizny. Nie tylko bierny świadek losów Kościoła i Narodu, ale współtworząca ich oblicze. Kilka szlachetnych życiorysów można byłyby jej doświadczeniami obdarować.
Odchodzi bodaj czy nie ostatnia zakonnica tego zgromadzenia, która poznawała tajniki życia zakonnego od samego założyciela Sługi Bożego bp Wojciecha Owczarka. Odchodzi zakonnica, która swoją profesję wieczystą składała wobec innego Sługi Bożego, ówczesnego profesora seminarium włocławskiego ks. Stefana Wyszyńskiego. Wcześniej, w początkach jej życia zakonnego, wsłuchiwała się w ich konferencje ascetyczne. Odchodzi jedna z ostatnich wychowanek znaczącej dla kształtu duchowego Zgromadzenia przełożonej - matki Walter.
Michaela miała zdecydowany charakter – Pokaż mi drogę, która mam kroczyć, to nie tylko prośba, to raczej - w je wydaniu "przynaglenie" wobec Boga. Ale też Opatrzność co i raz stawiała na jej drodze ludzi silnych duchowo, postaci nieprzeciętne czy wręcz wybitne. Ta synteza charakteru i spotkanych osobowości pozwoliła jej nie tylko przetrwać czas wojny, ale i tak rozwinąć się duchowo – mimo braku normalnych struktur zakonnych – że już w sierpniu 1945 roku mogła składać śluby wieczyste. W czas wojny – przy dla nas niewyobrażalnych ograniczeniach żywnościowych dla Polaków – organizowała pomoc żywnościową dla sióstr więzionych w obozie w Bojanowie i dla alumnów i księży włocławskich w obozie w Dachau. Zdolności decydowania i kierowania objawiały się na wszystkich płaszczyznach – i we własnych inicjatywach i w funkcjach zlecanych przez przełożone. Potajemne uczenie dzieci kaliskich w czasie okupacji, pierwsze po wojnie, również oczywiście w Kaliszu, przedszkole. I wtedy i dzisiaj - może zwłaszcza dzisiaj – burzy to krzywdzący stereotyp zakonnicy zamkniętej na świat i ludzi, rzekomo bezwolnej bo zatopionej w Bogu. Posługa chorym i potrzebującym – w kaliskiej „Caritas”, czy jako instruktorka sióstr parafialnych w archidiecezji poznańskiej i to w latach szczególnych bo sięgających początków stanu wojennego. A w pamiętnym 1980 pierwsza pielgrzymka niepełnosprawnych do Rzymu, kiedy to o wszystko trzeba było walczyć, a otrzymanie paszportu było kaprysem władz. To było coś więcej, aniżeli – z całym szacunkiem – okresowy wolontariat, z którego w każdej chwili można się wycofać i żyć na rachunek własny. Praca z miłości, bez kamer, bez rozgłosu, bez odznaczeń, ba nawet często nie tylko bez wdzięczności, ale z obelżywym rzucaniem w twarz – a ile sobie zostawiłyście?
Dawała sobie bez trudu radę w polemikach, utarczkach w urzędach różnej maści. Nie traciła rezonu w sytuacjach zdawałoby się odbierających wszelką nadzieję. A Opatrzność co i raz takie sytuacje na nią dopuszczała. Doświadczyła na sobie brutalnej mocy władz komunistycznych, kiedy w 1952 roku z użyciem sił milicyjnych zamykano przedszkole zakonne w Lipnie. Była jedną z najbliższych współpracownic ówczesnej matki generalnej (Stanisławy Ambroziak) w pierwszej połowie lat 50-ych, kiedy to władze komunistyczne bez pardonu likwidowały ośrodki działalności zakonnej, a niektóre ze sióstr wtrąciły do więzień. Trwać i wytrwać w prześladowaniach – już nie od obcych jak za okupacji, ale od – niby swoich, a przynajmniej uważających się również za Polaków – to dopiero rzeczywisty sprawdzian tego kim się jest. Mogłoby się wydawać, że to wszystko zbuduje w niej mur uprzedzeń, jeśli nie do ludzi w ogóle, to przynajmniej w stosunku do późniejszych urzędników partyjnych, państwowych. Ale to właśnie s. Michaela, zwłaszcza w 16- letnim okresie pracy w „Ateneum Kapłańskim” i współpracy z bp Kazimierzem Majdańskim podejmowała się rozmów, negocjacji w urzędach, biurach paszportowych, ministerstwach. Jak to robiła, nie wiadomo dokładnie, ale udawało się jej tam załatwiać więcej aniżeli innym. Może ta świętopawłowa maksyma sprawiała, że także ci z drugiej strony widząc, że nie chodzi jej o żaden „przybytek” własny, ale o świętą sprawę, dla niej uruchamiali ludzkie odruchy? A jak bardzo zależało jej na świętych sprawach i sprawach zgromadzenia, okazało się w tym, że jako jedna z pierwszych w 1989 roku i to jeszcze przed oficjalnymi przemianami, odzyskała zabrane zgromadzeniu przedszkole w Poznaniu.
Mimo swoich naturalnych predyspozycji kierowniczych tylko dwukrotnie była przełożoną domów zakonnych – w Łowiczu i Poznaniu. Ale zaledwie rok krócej, bo dziewięć lat, i to bezpośrednio po kilkunastoletniej pracy w redakcji renomowanego wówczas czasopisma, w tymże samym Poznaniu zajmowała się kuchnią, zaopatrzeniem domu i posługą wśród chorych poza domem. To coś więcej aniżeli przyjęta w posłuszeństwie zmiana zakresu obowiązków. To znaczy, że najmilszy jej sercu przybytek był tam, w niebie, a nie tu…
Tu stopniowo żegnała się z kolejnymi urzędowymi funkcjami. Zatoczywszy koło wróciła do swego ukochanego Kalisza. Przeżyła w nim i tak większość, bo niemal dwie trzecie całego swojego życia. Miłości do rodzinnego miasta i swojej rodziny nigdy nie zawiesiła, niczego nie uszczuplając z całości swego serca złożonego w ślubach Bogu. Miasto, jego chorzy i potrzebujący i rodzina były stała osnową jej modlitwy i wrażliwości. Niemal do końca, dzięki swojej łatwości kontaktu z ludźmi, z różnych stron Europy przychodziły paczki, a ona rozdzielała co komu najpotrzebniejsze. Bodaj w przeddzień śmierci po raz ostatni rozmawiała ze swoimi bliskimi. Było tak jak napisała w wierszu jedna ze sióstr tego zgromadzenia: Czy mam, o śmierci, lękać się ciebie? Przecież ja ciągle myślę o niebie. (S. Laurencja, Śmierć). O jedynym ważnym przybytku…
Przeżyła wszystkie możliwe do nazwania jubileusze profesji zakonnej łącznie z obchodzonym w 2009 roku jej siedemdziesięcioleciem. Do 80-lecia, dla którego zdaje się po jubileuszu brylantowym, nikt stosownej nazwy nie wymyślił, zabrakło jej dokładnie 7 miesięcy bez jednego dnia. Potrafiła, tracąc siły fizyczne i wzrok powiększać zakres czasu na modlitwę. Nie zatapiając się w samej sobie. Ciąg dalszy drogi, którą wskazał jej Pan.
A Bóg, w swojej subtelności, zostawił jej pamięć - tę o początkach powołania, dzięki niej niemal do końca snuła wspomnienia o Założycielu, i tę o wielkich ludziach ducha, których znała. I zostawił jej wyczucie kulinarne dzięki któremu niemal do końca, dumna z tego, że proszą o jej ocenę potraw, potrafiła bezbłędnie wskazać czego jeszcze potrzeba do idealnego smaku. Może przez długie życie s. Michaeli upiększone na koniec takimi subtelnymi gestami chciał nam wszystkim pokazać, że i starość też Mu się udała.
Siostro Michaelo, wykorzystaj talenty tak owocne za życia ziemskiego i pomóż odnaleźć dziewczętom z Kalisza i nie tylko z niego, drogę, którą tobie wskazał Pan.
Czytania mszalne: 2 Kor 4, 14 - 5, 1; Ew. J 14, 1-6
ZOBACZ ZDJĘCIA Z POGRZEBU
(Kliknij na zdjęcie, aby powiększyć)